Basta.
Wszystko
zaczęło się pewnej jesiennej soboty. Dzień był wyjątkowo ładny jak na tę porę
roku, słonecznie i jeszcze całkiem ciepło. Wracałam z bratem
Rafałem z wycieczki rowerowej, gdy nagle naszym oczom ukazał się pędzący w
naszą stronę kasztanowaty rumak. Za nim biegło dwóch mężczyzn, którzy coś
krzyczeli i wymachiwali rękami. Pomyślałam, że koń się spłoszył i że pewnie
jest ze stadniny, która znajduję się tuż obok. Zeskoczyliśmy z rowerów i powoli
podeszliśmy do konia. Był wyraźnie wystraszony. Miał skulone uszy i ciężko
ruszał chrapami.
Powiedziałam do niego -
Cześć koniku! A on - parsknął w
odpowiedzi na moje powitanie, nastawił uszy i spojrzał swoimi błyszczącymi
oczami. Wtedy pomyślałam - że to najpiękniejszy koń jakiego w życiu widziałam.
Rumak miał błyszczącą
kasztanowatą sierść, białą skarpetkę na lewej przedniej nodze, odmiankę na
pyszczku i piękną, długą, lśniącą grzywę w kolorze sierści.
Po
chwili nadbiegli dwaj mężczyźni. Jeden krzyczał i obrażał konia, a drugi ciągnął go za kantar i
popychał. Jednak Basta - bo tak miał na
imię koń, wyrywał się i najwyraźniej nie miał ochoty z nimi wracać. Gdy na to
patrzyłam ogarnęła mnie straszna złość, aż chciało mi się płakać. Zapytałam „Co się stało?” Jeden z
mężczyzn niezbyt grzecznie odpowiedział „Co cię to obchodzi! Jazda stąd!” Wtedy postanowiłam, że dowiem się "co w
trawie piszczy", czyli co się dzieje, że koń jest taki wystraszony.
Całą noc nie zmrużyłam
oka. Myślałam tylko o Baście i jego pięknych, błyszczących oczach, które
patrzyły na mnie tak smutno.
Z samego rana ubłagałam Rafała, byśmy pojechali do stadniny i zobaczyli,
co dzieje się z koniem.
Gdy weszliśmy do stajni,
od razu zauważyłam Bastę. Jego boks znajdował się na końcu stajni. Zawołałam „Cześć
koniku!” i poklepałam go po pyszczku. Kiedy usłyszał mój głos, wyraźnie się
ożywił. Nagle mój brat zauważył, że koń jest ranny, ale gdy próbował sprawdzić,
co mu się stało, usłyszeliśmy znajome głosy. Byli to dwaj mężczyźni, którzy
wczoraj gonili Bastę.
Ukryliśmy się za
drzwiami, żeby nas nie zauważyli. Rozmawiali o koniu i o tym, jak ukryć ranę.
Domyśliliśmy się, że to przez nich koń jest ranny. Po chwili nadjechał
samochód i wysiadła z niego kobieta. Okazało się, że to właścicielka stadniny.
Jeden z pracowników powiedział jej, że koń zaraz będzie gotowy. Kiedy ujrzałam
Bastę w całej okazałości, aż mi dech zaparło. Był wyjątkowo piękny. Nagle koń
wyrwał się z uprzęży i zaczął brykać po całym podwórku. Postanowiłam, nie patrząc na nic, uspokoić go.
Gdy mnie zobaczył, stanął jak wryty. Dałam mu kostkę cukru, którą miałam dla
niego przygotowaną. Dopiero teraz zauważyłam, że wszyscy się na mnie dziwnie
patrzą a właścicielka stadniny pyta, co się tu dzieje? Wtedy opowiedziałam jej całą historię. Pani
była bardzo zdziwiona, że jej pracownicy tak źle się zachowali w stosunku do
konia. Właścicielka podziękowała nam za pomoc i zaproponowała mi, żebym odwiedzała
Bastę, kiedy tylko zechcę. Byłam wniebowzięta.
Teraz
przyjeżdżam tu prawie codziennie. Basta jest już całkiem zdrowy. Opiekuję się
nim, pielęgnuję go i wyprowadzam na pastwisko. Bardzo się ze sobą
zaprzyjaźniliśmy. Nie mogę doczekać się wiosny, by móc jeździć na jego
grzbiecie, gdzie oczy poniosą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz