sobota, 20 maja 2017

Basta



 Basta.


Wszystko zaczęło się pewnej jesiennej soboty. Dzień był wyjątkowo ładny jak na tę porę roku, słonecznie i jeszcze całkiem ciepło.                        Wracałam z bratem Rafałem z wycieczki rowerowej, gdy nagle naszym oczom ukazał się pędzący w naszą stronę kasztanowaty rumak. Za nim biegło dwóch mężczyzn, którzy coś krzyczeli i wymachiwali rękami. Pomyślałam, że koń się spłoszył i że pewnie jest ze stadniny, która znajduję się tuż obok. Zeskoczyliśmy z rowerów i powoli podeszliśmy do konia. Był wyraźnie wystraszony. Miał skulone uszy i ciężko ruszał chrapami.
Powiedziałam do niego - Cześć koniku!  A on - parsknął w odpowiedzi na moje powitanie, nastawił uszy i spojrzał swoimi błyszczącymi oczami. Wtedy pomyślałam - że to najpiękniejszy koń jakiego w życiu widziałam.
Rumak miał błyszczącą kasztanowatą sierść, białą skarpetkę na lewej przedniej nodze, odmiankę na pyszczku i piękną, długą, lśniącą grzywę  w kolorze sierści.
Po chwili nadbiegli dwaj mężczyźni. Jeden krzyczał i obrażał konia,              a drugi ciągnął go za kantar i popychał.  Jednak Basta - bo tak miał na imię koń, wyrywał się i najwyraźniej nie miał ochoty z nimi wracać. Gdy na to patrzyłam ogarnęła mnie straszna złość, aż chciało mi się płakać.                                          Zapytałam „Co się stało?” Jeden z mężczyzn niezbyt grzecznie odpowiedział „Co cię to obchodzi! Jazda stąd!”  Wtedy postanowiłam, że dowiem się "co w trawie piszczy", czyli co się dzieje, że koń jest taki wystraszony.
Całą noc nie zmrużyłam oka. Myślałam tylko o Baście i jego pięknych, błyszczących oczach, które patrzyły na mnie tak smutno.                                                                   Z samego rana ubłagałam Rafała, byśmy pojechali do stadniny i zobaczyli, co dzieje się z koniem.
Gdy weszliśmy do stajni, od razu zauważyłam Bastę. Jego boks znajdował się na końcu stajni. Zawołałam „Cześć koniku!” i poklepałam go po pyszczku. Kiedy usłyszał mój głos, wyraźnie się ożywił. Nagle mój brat zauważył, że koń jest ranny, ale gdy próbował sprawdzić, co mu się stało, usłyszeliśmy znajome głosy. Byli to dwaj mężczyźni, którzy wczoraj gonili Bastę.
Ukryliśmy się za drzwiami, żeby nas nie zauważyli. Rozmawiali o koniu i o tym, jak ukryć ranę. Domyśliliśmy się, że to przez nich koń jest ranny.                                  Po chwili nadjechał samochód i wysiadła z niego kobieta. Okazało się, że to właścicielka stadniny. Jeden z pracowników powiedział jej, że koń zaraz będzie gotowy. Kiedy ujrzałam Bastę w całej okazałości, aż mi dech zaparło. Był wyjątkowo piękny. Nagle koń wyrwał się z uprzęży i zaczął brykać po całym podwórku.  Postanowiłam, nie patrząc na nic, uspokoić go. Gdy mnie zobaczył, stanął jak wryty. Dałam mu kostkę cukru, którą miałam dla niego przygotowaną. Dopiero teraz zauważyłam, że wszyscy się na mnie dziwnie patrzą a właścicielka stadniny pyta, co się tu dzieje?  Wtedy opowiedziałam jej całą historię. Pani była bardzo zdziwiona, że jej pracownicy tak źle się zachowali w stosunku do konia. Właścicielka podziękowała nam za pomoc i zaproponowała mi, żebym odwiedzała Bastę, kiedy tylko zechcę. Byłam wniebowzięta.
Teraz przyjeżdżam tu prawie codziennie. Basta jest już całkiem zdrowy. Opiekuję się nim, pielęgnuję go i wyprowadzam na pastwisko. Bardzo się ze sobą zaprzyjaźniliśmy. Nie mogę doczekać się wiosny, by móc jeździć na jego grzbiecie, gdzie oczy poniosą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz