poniedziałek, 19 czerwca 2017

Wspomnienie o mojej szkole

Prace konkursowe w konkursie "Wspomnienie o mojej szkole"

Uczniowie pytali absolwentów o ich wspomnienia ze szkolnej ławy w Szkole Podstawowej nr 36 w Bydgoszczy.



Z pamięci na kartkę…
Z Lucyną Weroniczak,
uczennicą i nauczycielką Szkoły Podstawowej nr 36  rozmawiał i wspomnienia spisał Tomasz Stegliński, uczeń klasy Vb.

Naukę w Szkole Podstawowej nr 36 rozpoczęłam w drugiej klasie, w 1967 roku, po przeprowadzce do nowego domu. Moją wychowawczynią i cudowną nauczycielką była pani Dziuba. Uczyła nas pisać i czytać. Program był eksperymentalny (już wtedy były eksperymenty pedagogiczne😊), dużo było testów i ciekawych lekcji. Wtedy pokochałam książki, z którymi nie rozstaję się do dziś. Moje wielkie, dziecięce przyjaźnie wtedy się rozpoczęły. Nasza paczka przetrwała do końca szkoły, czyli do ósmej klasy, a z częścią przyjaciół chodziłam do szkoły średniej i studiowałam. Spotykamy się do dziś.
Bardzo mile wspominam głównie to, co robiliśmy poza lekcjami, ale często związane było ze szkołą.
W szkole działało harcerstwo i spotykaliśmy się na zbiórkach, organizowaliśmy wycieczki, biwaki, obozy. Wyglądało to trochę inaczej niż teraz. Na przykład na obóz zawozono nas dużym samochodem ciężarowym. W środku, oprócz nas były wielkie wojskowe namioty. Wszystko to wyrzucano na środek placu i jeśli udało nam się rozłożyć namiot, to spaliśmy pod namiotem, jeśli nie, to gościliśmy u innego zastępu. Mieliśmy do dyspozycji młotki, piły i gwoździe i z nich robiliśmy prycze, półki, stoły i ławki w namiocie. Było dużo śmiechu, bo dopiero uczyliśmy się jak sobie radzić, ale też było kilka opuchniętych palców po spotkaniu z młotkiem. Nie muszę dodawać, że sami też gotowaliśmy, to lubiłam najbardziej. Myliśmy się w rzece, a raz w tygodniu w ciepłej wodzie w namiocie sanitarnym. Budowaliśmy wartownię i ogrodzenia, było super. Mnie najbardziej podobało się gotowanie i szukanie w lesie wszystkiego, co nadawało się do jedzenia (to było w ramach zdobywania sprawności). Tam poznałam grzyby jadalne, jagody, borówki, żurawinę. Odkryłam rokitnik i śliwę tarninę. Znam też nazwy wielu ziół i drzew. Cudowne były ogniska, podchody  i szukanie skarbów.

             

                                                Przyrzeczenie harcerskie 1984 rok
Drugim ważnym zajęciem był śpiew. Chodziłam na chór i zespół. W tym czasie wiele razy występowaliśmy w szkole, w innych szkołach, a nawet w filharmonii. Lubię śpiewać do dziś.
Pamiętam też wielu wspaniałych nauczycieli, którzy nie tylko uczyli przedmiotów, ale też byli dla nas wsparciem i motywacją. Polonistka, pani Sieradzka, biolog, pani Gaca, chemik pani Czajka i wspaniały fizyk pan Wachowski, którego lekcje pamiętam do dziś. Jedna z pań, która mnie wtedy uczyła, była moją serdeczną przyjaciółką, gdy zaczęłam zaraz po studiach uczyć w szkole. Pani Maria Synakiewicz uczyła mnie języka rosyjskiego i była bardz wymagającym nauczycielem. 



 Pasowanie pierwszaków na ucznia, rok 1987 r. Na zdjęciu pani wicedyrektor Maria Synakiewicz

W roku 1982 rozpoczęłam swoją pierwszą pracę jako nauczycielka nauczania początkowego i plastyki. Był to wspaniały czas. Lekcje z pierwszakami były niezapomniane. Chodziliśmy na wycieczki, do kina, teatru i do cyrku. Pamiętam taką przygodę, gdy poszliśmy na lekcję przyrody na pobliskie łąki, jeden z uczniów wszedł na szkło, skaleczył nogę, krwawił. Wtedy bardzo przydała mi się wiedza i umiejętności z harcerstwa. Wymyliśmy nogę w strumyku, przyłożyliśmy do rany babkę lancetowatą i owinęliśmy chusteczką. Po powrocie do szkoły okazało się, że noga nie krwawi i pielęgniarka przylepiła tylko plaster.
Innym razem z trzecią klasą poszliśmy do cyrku. Po spektaklu zajrzeliśmy za scenę. Tam bardzo mile nas przyjęto, pokazano nam zwierzęta, różne przebrania i rekwizyty. Było tak miło, że na zakończenie spotkania dostaliśmy zaproszenie do loży gości na uroczysty występ dla ważnych mieszkańców miasta. Było fantastycznie.
Bardzo mile pamiętam karnawałowe bale przebierańców. Dzieciaki miały fantastyczne pomysły.

W tym czasie prowadziłam też drużynę zuchów, harcerską i byłam komendantem szczepu. Podczas organizowanych wycieczek, biwaków i obozów mieliśmy wiele przygód. Z dużym sentymentem wspominam te czasy. Zakończyłam pracę w 1987 roku, ale zawsze z sentymentem wspominam tamte czasy. 

                                                            Tomasz Stegliński, klasa Vb







Wywiad z absolwentką Szkoły Podstawowej nr 36 im. Wincentego Wiernikowskiego w Bydgoszczy w latach 1988-1996
Małgorzatą Podolską.
Wywiad przeprowadziła Alicja Kozińska z  klasy  6b

Alicja Kozińska- W tym roku  przypada uroczystość 60-lecia naszej szkoły. Z tej okazji przygotowuję reportaż pod tytułem „Wspomnienia ze szkolnych lat.” Czy mogłabym zadać kilka pytań na temat, co pani pamięta z okresu, gdy była uczennicą SP 36? 
Małgorzata Podolska - Bardzo chętnie podzielę się z tobą swoimi wspomnieniami ze szkolnych lat.
A.K- Czy w czasie, gdy Pani była uczennicą, dzieci nosiły w szkole mundurki,?
M.P- Oczywiście. Mieliśmy dwa rodzaje mundurków. Jedne codzienne, w których przychodziliśmy do szkoły i te odświętne. Codzienne mundurki tzw. fartuszki, były granatowe z kieszeniami i białym kołnierzykiem, notorycznie ubrudzone od kleju szkolnego. A mundurki galowe z falbankami były uszyte z bardziej szlachetnego materiału. Każdy uczeń musiał mieć na mundurku  przypiętą lub przyszytą tarczę z numerem szkoły. Jeśli uczeń o tym zapomniał, dostawał  uwagę do dzienniczka. Trzeba było się pilnować.
A.K- Czy pamięta Pani jakiś dzień w roku, który odróżniał się od innych dni czymś szczególnym?
M.P- Dużo było takich dni. Najbardziej pamiętam jeden dzień, gdy byłam w klasie 5. Środa w środku zimy. Na dworze panowała straszna ślizgaliwca. Bardzo mało uczniów dotarło do szkoły. Mnie udało się  być dzięki mojemu tacie, który był mistrzem kierownicy i nie straszne mu były żadne kiepskie warunki pogodowe. W klasie tego dnia były ze mną tylko trzy osoby. Moją pierwszą lekcją miał być język polski z panem Trzeciakowskim. Dotarł on dopiero pod koniec lekcji i oznajmił, że w tym dniu zajęcia się nie odbędą. Bardzo nas to ucieszyło. Lekcje były odwołane przez kolejne kilka dni, aż do poprawy pogody.
A.K- Dzisiejsze zimy są łagodniejsze i nie dochodzi do takich sytuacji. Wspominała Pani wcześniej, że było dużo takich dni, które się odróżniały od innych. Czy były np. jakieś dyskoteki lub coś w tym stylu?
M.P- Tak, odbywały się dyskoteki, bale przebierańców w strojach zrobionych własnoręcznie przez naszych rodziców lub babcie. Nie tak jak dziś, kupione w sklepie.  Miały także miejsce takie wydarzenia, jak na przykład wybory miss i mistera na sali gimnastycznej, organizowane przez wuefistkę, panią Bandurską. A w pierwszy Dzień Wiosny i Dzień Dziecka były organizowane zawody sportowe, w których wszyscy chętnie uczestniczyli.
A.K- A czy z  okazji Dnia Matki i Ojca również coś organizowano?
M.P- Naturalnie. Nasza wychowawczyni, pani Maria Nazaruk, dbała oto, aby Dzień Matki i Ojca był szczególny. Poza występami w naszym wykonaniu, były także konkursy i zabawy dla rodziców.
A.K- Jakie na przykład?
M.P- Ubijanie białek z jajka, obieranie jabłka na czas. Wygrywał ten, który obrał najdłuższą skórkę.  Robienie na szydełku, niesienie jajka na łyżce w buzi. To była świetna zabawa dzieci z rodzicami.
A.K- Czy miały miejsce jakieś sytuacje na lekcjach, które zapadły pani w pamięci?
M.K- Tak. Bardzo dobrze pamiętam lekcje muzyki z panią Czapiewską, a w szczególności tę, kiedy kazała mi zaśpiewać piosenkę. Zaśpiewałam jedną zwrotkę, gdy nagle pani powiedziała: „Dobrze, dobrze. Siadaj. 4. Już nie musisz dalej śpiewać.” Nie wytrzymała tego fałszowania. Na myśl o tym zdarzeniu zawsze uśmiech pojawia mi się na twarzy.
A.K- Bardzo dziękuję pani za poświęcony czas i za podzielenie się swoimi wspomnieniami.
M.P- Nie ma za co. Miło mi było choć przez chwilę wrócić do tamtych dni.


                                                                        Alicja Kozińska, klasa VI b



Wspomnienia swojej babci zebrała
Emilia Januszewska z klasy 3A gimnazjalnej

Szkolne wspomnienie
Poszłam do szkoły pierwszego roku jej otwarcia, to był rok 1957, a ja miałam siedem lat. Bardzo chciałam iść do pierwszej klasy, do nowego budynku. Ciągle towarzyszyła mi myśl, że tego pierwszego dnia szkoły rozpocznę swoją edukację w Szkole Podstawowej               nr 36 w Bydgoszczy przy ulicy Średniej. Bardzo się cieszyłam, że będę mieć nowe koleżanki, bo na podwórku bawiłam się tylko z moim rodzeństwem i kuzynostwem.
Szkoła była nieotynkowana, wiele rzeczy musiało być jeszcze w niej wykończonych, ale wszyscy się cieszyli, że będą mogli uczyć się w nowym budynku. Kiedy weszliśmy do sali, było czuć zapach farby, a każda ławka była nieskazitelnie czysta – bo jeszcze nieużywana.


 Na przedzie mojej sali wisiała duża zielona tablica przeznaczona do pisania kredą. Nad tablicą wisiało godło PRL – biały  orzeł na czerwonym tle bez korony. Wszystkie ściany były puste: bez plakatów, gazetek ściennych, alfabetów itp. Jedyne, co wisiało poza tablicą, to były portrety najważniejszych polityków w państwie. Każda uczennica musiała mieć granatową sukienkę   z białym kołnierzykiem i tarczą szkoły. Chłopcy też musieli chodzić schludnie ubrani i mieli obowiązkowo tarczę szkoły. Niestety, na początku nie było jeszcze czynnych ubikacji, więc w razie potrzeby trzeba było chodzić za szkołę, do drewnianych baraków.
W naszej szkole wejście główne nie funkcjonowało. Uczniowie oraz pracownicy placówki musieli wychodzić od strony boiska szkolnego. Kiedyś  w szkołach nie obchodziło się świąt kościelnych, wiec przerwy z okazji Wszystkich Świętych, Bożego Narodzenia czy Wielkanocy po prostu nie istniały. Jedyna przerwa w ciągu roku szkolnego poza letnimi wakacjami to dwa tygodnie w okresie między Bożym Narodzeniem a Trzema Królami. Jednego roku zdarzyło sie, że z powodu dużych mrozów w styczniu szkoła była przez tydzień nieczynna, było to zaraz po dwutygodniowej przerwie.


Dzisiaj dzieci podczas przerwy biegają po korytarzach, lecz  wtedy wszyscy chodziliśmy po korytarzu w kółeczku za rączki. Pewnego razu z okazji Dnia Dziecka udaliśmy się na wycieczkę na górkę między Jachcicami  a Piaskami. Szliśmy na piechotę, w wysokiej temperaturze, bez żadnego napoju około trzy kilometry. Nie było tego co teraz, że wszyscy muszą mieć zapewnione jedzenie oraz picie. Każdy bez wyjątku był strasznie spragniony.
 Miałam starszą kuzynkę, Basię, która poszła do szkoły podstawowej dwa lata wcześniej niż ja.  Odkąd pamiętam,  Basia zawsze chciała być nauczycielką. W każdej wolnej chwili ja  i całe moje kuzynostwo musiało się bawić w szkołę, a Basia nas ciągle uczyła i odpytywała. Mając 5 lat potrafiłam już bardzo dobrze pisać i czytać. 

                                                Emilia Januszewska, klasa 3a gimnazjalna 



                                                 



Chciałbym przedstawić wspomnienie szkolnych lat widziane oczami mojej cioci, która została absolwentką naszej szkoły w 1999 roku.



Szkoła podstawowa to ważny etap w naszym życiu. Wiąże się z nią wiele wspomnień - dla mnie jako absolwentki Szkoły Podstawowej nr 36 im. Wincentego Wiernikowskiego, wspomnień bardzo dobrych i wesołych. Każdy wspomina czas szkoły inaczej, ale dla mnie zapisała się ona jako ważny etap przygotowujący mnie do dorosłego życia.
To miejsce, w którym zawiązały się moje pierwsze przyjaźnie, miejsce, które nauczyło mnie punktualności, obowiązku i sumienności.
       Naukę w klasie I rozpoczęłam w 1991 roku. Pierwszym wychowawcą naszej klasy była niezapomniana pani Mariola Konik - osoba wymagająca, ale traktująca wszystkich uczniów równo. Osoba, przed którą większość uczniów czuła respekt, a mimo wszystko darzyliśmy panią Konik sympatią.
       Klasa IV to etap szkoły, w którym doszły nowe przedmioty, a wraz z nimi nowe obowiązki. Nauka stała się poważniejsza, a nauczyciele wymagający.
Początkowo naszą klasę prowadziła pani Aleksandra Szczepaniak, ale w związku z przejściem na emeryturę, naszą wychowawczynią została pani Renata Jażewska, która była z nami do klasy VIII. Panią Renatę zapamiętałam jako osobę uśmiechniętą i bardzo zaangażowaną w każdy problem, który dotyczył osób z naszej klasy.
W mojej pamięci zawsze zostaną wspólne wycieczki, klasowe Wigilie, bale, szkolne dyskoteki, dyżury na przerwach czy organizowane przedstawienia dla innych klas i szkół.

       Miło wspominam lekcje historii z panią Jasińską i lekcje fizyki z panią Nazaruk, która pokazywała nam ciekawe doświadczenia i z którą spotykaliśmy się po lekcjach, aby dowiedzieć się różnych ciekawostek o prawach fizyki używanych w codziennym życiu. Lubiłam lekcje biologii z panią Dampc, ponieważ klasa była pełna kwiatów, pomocy naukowych, a w klatkach mieszkały małe zwierzątka oraz lekcje techniki na których przygotowywaliśmy pyszne sałatki. Pamiętam również grupową rywalizację podczas zajęć wychowania fizycznego z panią Bandurską, a zajęcia na których biegałyśmy przyczyniły się do moich dalszych treningów i zawodów w szkole średniej.
            Niestety osiem lat szkoły podstawowej minęło bardzo szybko. Ze wzruszeniem wspominam szkolny czas. Miałam doświadczonych nauczycieli i wspaniałych kolegów,            z wieloma z nich do dnia dzisiejszego utrzymujemy dobre relacje. Trzy lata z rzędu pełniłam funkcję przewodniczącej klasy i angażowałam się w życie szkoły.
Bal ósmoklasistów  i ostatni apel był końcem, a zarazem początkiem kolejnego etapu w moim życiu, który wprowadził mnie w dorosły już prawie świat.
       Tymi wspomnieniami chciałabym udowodnić młodszemu pokoleniu, które właśnie teraz zmaga się ze szkolnym trudem, że szkoła podstawowa z perspektywy czasu to osiem lat fajnych i nowych przeżyć i to w dużej mierze od nas zależy, jakie będziemy mieć z nią wspomnienia.




    Wspominała Pani Irmina Bogdanowicz (nazwisko rodowe Mikłaszewicz) 
Wspomnienia zebrał i zapisał Damian Bogdanowicz z klasy VI a 





 



Pewnego popołudnia mama opowiedziała mi o jej dawnej szkole. Była to Szkoła Podstawowa nr 36 w Bydgoszczy. To przyjemne uczucie, bo ja również do niej uczęszczam.

Historia mamy i naszej szkoły związana była z przeprowadzką. Kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego przeprowadziła się na Piaski.  Dlatego nic jej się nie podobało. Czuła tęsknotę i osamotnienie. Na szczęście wychowawczyni  tak poprowadziła klasę, że po kilku dniach już było bardzo dobrze.       

            Z opowieści mamy wynika, że za wiele się nie zmieniło. Budynek nadal bardzo przypomina ten z minionych lat. Chociaż trochę zmian jednak musiało nastąpić.

Za jej czasów był sklepik szkolny, w którym kupowała różne produkty. Lekcje prowadzone były tak jak w tych czasach, tylko dzieci miały  większy szacunek do nauczycieli, bardzo ich słuchano, ponieważ konsekwencjami braku dyscypliny był zły stopień lub uwaga. Skala ocen wynosiła od (najgorszej) 2 do (najlepszej) 5. Nasza szkoła zawsze miała wysoki poziom nauki, dzięki czemu łatwiej było mamie w dalszej edukacji. Klasy były liczne i dochodziły nawet do  36 – 40 uczniów. Numeracja była od A do D, mama była w C.
Rozmieszczenie sal troszkę się zmieniło, bo szatnia była w  innym miejscu (naprzeciwko sali gimnastycznej), a świetlica rozciągała się aż przez teraźniejszą szatnię. Trzeba było nosić mundurek i tarcze -  zielone dla wszystkich i czerwone dla dzieci ze świadectwami z paskiem. W okresie jesiennym i zimowym zmieniano obuwie, na takie, w których można było uczestniczyć na zajęciach wychowania fizycznego. Właśnie na tych zajęciach najbardziej mamie podobało się wchodzenie na linie pod sam sufit, a najbardziej nie lubiła skoku przez kozła, zawsze siadała na podłogę i mówiła, że nie skoczy, i chce dostać 2.  Mama nie przypomina sobie olimpiad, ale za to organizowano nawet kilkudniowe wycieczki i różne konkursy.
Tak jak dziś, w porze obiadowej, po całej szkole każdego dnia unosił się zapach pysznego posiłku. Również w jej czasach zdarzały się bójki między uczniami, ale nie  w budynku, umawiano się po zajęciach w różnych miejscach. Raczej nie robiono w szkole świąt typu Wigilia, ale były różne apele mówiące na przykład o jakimś święcie lub wydarzeniu. W tej podstawówce zdarzały się również pierwsze miłości i przyjaźnie. Najlepiej zapamiętane przez moją mamę przeżycia, to pięknie pachnące drzewa na boisku szkolnym, przyjaźń z ławki szkolnej, która trwa do dziś i cudowny klimat na przerwach. Tłoczne  korytarze wypełnione  radosnymi dziećmi  lub pauzy spędzane na boisku.  Na  dworze było pewne piękne, tajemnicze miejsce z ławeczką. Mieściło się za szkołą, tam  toczyły się najszczersze i najskrytsze rozmowy.  Nierzadko nawet pojedynki i inne wygłupy, bowiem nikt nie widział. Chodzenie tam było zabronione, więc jak tylko nauczyciele dostrzegli obecność uczniów, to natychmiast przeganiali ich na boisko główne szkoły.
Nauka jest ważna, ale bez wątpienia to ludzie tworzą klimat szkoły. Do dnia dzisiejszego są jeszcze nauczyciele, którzy tworzyli te szkołę i nadal są w pamięci wielu absolwentów.  Mama jest przekona o wpływie szkoły na kształtowanie młodego człowieka. Dobry wychowawca potrafi spoić tak klasę, że  nawet jeśli czas rozdzieli wielu z nich, to poczucie solidarności  i jedności zostaje w sercu. Szkoła to wielka rodzina. Klasa,  to rodzina… powtarzała Wychowawczyni … i powtarza do dziś…
Mama wiąże ze szkołą wielki sentyment. Często wspomina różne sytuacje, czasami się nawet  powtarza, ale to dlatego, że nie chce zapomnieć tych beztroskich chwil.  Tak mogę podsumować wspomnienia mojej mamy.



                Wspominała absolwentka Szkoły Podstawowej nr 36, Pani Katarzyna Macioszek

                Wspomnienia zebrała Anna Macioszek z klasy VI c

                                                               


                                                               



                Dzisiaj jestem ponad 40-letnim mężczyzną, ale często w myślach wracam wspomnieniami do czasów szkolnych. Szkoła podstawowa, do której chodziłem  i do której teraz chodzi moja córka, czyli Szkoła Podstawowa nr 36 w Bydgoszczy, była wybudowana w latach 60-tych XX wieku. Była to  jedna z 1000 szkół na 1000 lat państwowości polskiej. I pomimo tego, iż w latach 80-tych (czyli wtedy, kiedy ja się tam uczyłem), była stosunkowo nową szkołą,  to już posiadała swoje tajemnice. Przykładem mogą tu być piwnice szkoły nazywane podziemiami. Szkolne piwnice intrygowały wszystkich chłopaków z mojej klasy. Wszyscy wiedzieli, że piwnice w szkole stanowiły równocześnie schrony przeciwlotnicze, ale nikt ich dokładnie nie zwiedził! Wszyscy słyszeli o tym, że piwnice są połączone z włazem na boisku szkolnym, ale nikt tym przejściem nigdy nie szedł! Wszystkich intrygowały metalowe śluzy w piwnicy, ale nikt ich nigdy wszystkich nie przeszedł! Pamiętam, jak pewnego razu ziściły się nasze chłopięce marzenia             o tym, aby zwiedzić szkolne podziemia. Pan woźny poprosił chłopców z mojej klasy, abyśmy pomogli mu przenieść jakieś kartony. To stworzyło nam możliwość przejścia poza metalowe drzwi,  które pilnowały wstępu do piwnic. I wtedy naszym oczom ukazały się... - pomieszczenia pełne starych ławek, zużytych krzeseł i innych ciekawych rzeczy, oświetlonych bladym światłem żarówki. Po kilku latach, w niektórych z tych pomieszczeń działał szkolny sklepik oraz szkolne szatnie.
            Wspominając moje lata dzieciństwa nie sposób ominąć wspaniałego, oczywiście w oczach kilkuletniego chłopaka, lodowiska!  Było ono przygotowywane przez szkolnego woźnego na górnym, a zdarzało się, że i na dolnym boisku. Często, jako chłopacy ze starszych klas podstawówki, byliśmy proszeni o pomoc w przygotowaniu miejsca pod lodowisko. Spoczywało na nas bardzo odpowiedzialne zadanie, bowiem usypywaliśmy wały zaporowe, czyli tak zwane bandy. A potem pan woźny całymi godzinami lał wodę z węża, która  w nocy zamieniała się w lód. Pamiętam, że podczas ferii zimowych na początku lat 80-tych każdy dzień spędzałem na szkolnym lodowisku. Tam nauczyłem się jeździć na łyżwach oraz grać w hokej. Gdzie te piękne mroźne zimy...

                                                                           Wspominał: Mariusz Rakoca
                                                                           Zanotowała:  Alicja Rakoca z klasy VIc








            


                                 

1 komentarz: